: Bardzo dobry, wygraliśmy w zasadzie wszystko, co powinniśmy i to nie tracąc punktów po drodze. Ale realnie patrząc, myślę, że mieliśmy szansę jeszcze na 3 "oczka" więcej. Mecz w Bielsku-Białej powinniśmy wygrać 3:0, a prowadząc 2:0 wkradło się jakieś rozluźnienie i przeciwnik to wykorzystał, ale na szczęście wygraliśmy po tie-breaku. No i spotkanie z ZAKSĄ, gdzie naprawdę byliśmy blisko triumfu 3:1, ale wszyscy wiemy, jak to się skończyło.
Skoro wspomniał pan o meczu z ZAKSĄ. Czy nie ma pan wrażenia, że akurat przeciwko wam wszyscy notują wręcz swój mecz sezonu? Grzegorz Bociek i Rafał Buszek weszli z ławki i rozstrzygnęli zawody w polu serwisowym. "Dzień konia" miał także Murphy Troy z Lotosu Trefla Gdańsk, który wraca po kontuzji.
- Na pewno coś w tym jest, ale z drugiej strony ci zawodnicy taką mają rolę, żeby po prostu robić swoje i zdobywać punkty w kluczowych momentach. U nas przecież Wojtek Żaliński poszedł na zagrywkę w trudnym momencie w meczu z Rzeszowem i "wyciągnął" nam mecz. Trochę lat w siatkówce już siedzę, sporo widziałem i takie rzeczy się po prostu zdarzają. Ciekawą sprawą jest to, że grając słabo w Gdańsku, mieliśmy szanse na doprowadzenie to tie-breaka.
Zgodzi się pan ze stwierdzeniem, że tamten mecz nie stał na wysokim poziomie?
- Z naszej strony z całą pewnością. Czytałem jednak wypowiedzi trenera Anastasiego, który był zachwycony grą swojej drużyny... My nie graliśmy dobrze, ale gdzieś tam w czwartym secie pojawiła się nadzieje na wywiezienie z Gdańska chociaż jednego punktu. Nie wykorzystaliśmy jej jednak, ale to jest historia i nie ma do czego wracać.