To już pana drugi sezon w Cerrad Czarnych Radom. Czy w związku z tym można już powiedzieć, że mecz z PGE Skrą Bełchatów traktował pan jako kolejne ligowe stracie?
- Oczywiście, że nie i to się nie zmieni, bo w Bełchatowie grałem 7 lat. Jeśli jakiś zawodnik spędził w klubie kawał swojego życia i mówi, że nie traktuje emocjonalnie pojedynku z byłą drużyną, to po prostu kłamie. Nie ma takiej możliwości, z byłym klubem ta więź zawsze występuje. Tak się ułożyło, że teraz jestem w Radomiu, z czego się bardzo cieszę. Więc na pewno spotkaniu ze Skrą towarzyszyła dodatkowa motywacja, bo chciałem pokonać swojego byłego pracodawcę, ale ostatecznie się nie udało.
Praktycznie przy każdej możliwej okazji powtarzacie, że kluczem do waszej aktualnej pozycji w tabeli jest ciężka praca. Pan jako kapitan dodaje zawsze, że w zespole jest dużo pokory. Ile w tym jest kurtuazji?
- Nie ma żadnej, ja po prostu stwierdzam fakty. Obserwuję tych ludzi i spędzam z nimi bardzo dużo czasu, więc mogę to powiedzieć z pełną świadomością. Mało tego, pomimo faktu, że trenujemy wiele godzin, to chcemy jeszcze spędzać czas razem po zakończeniu zajęć. To jest naprawdę fantastyczne! Znam ludzi w wielu klubach, którzy przychodzą wyłącznie do pracy i pozostałych członków drużyny traktują po prostu jako ludzi z pracy. W naszej szatni jest zupełnie inaczej, każdy siebie szanuje. W zeszłym roku było identycznie, chociaż mieliśmy gorsze wyniki. W tym roku mamy mocniejszą drużynę sportowo, co automatycznie przekłada się na naszą grę. A jak wiadomo, sukcesy jeszcze tę atmosferę nakręcają.