Pisałam już we wpisie o wycieczce do Kioto o tym, że korzystając z autobusów w tym mieście możemy kupić albo całodniowy bilet, którego koszt to 500 jenów i na jego podstawie podróżować komunikacją miejską ile nam się podoba, albo za każdym razem, bez znaczenia ile przystanków i dzielnic przejechaliśmy, uregulować 230 jenów w specjalnej maszynie obok kierowcy, wychodząc z autobusu. W Iwacie i Yaizu, mieście, w którym mieszka brat Krzyśka Radek, poszli o jeszcze jeden krok dalej. Do autobusu nie wchodzimy z kupionym biletem, a wręcz przeciwnie-pobieramy go na wejściu ze specjalnej maszynki. Nadrukowany jest na nim numer przystanku, na którym wsiedliśmy. Obok kierowcy powieszony jest ekran, na którym wyświetlona jest liczba przystanków (w tym wypadku było to od 1-24), a przy każdym numerku kwota, którą trzeba uregulować wysiadając. Gdy opuszczamy autobus, odliczoną kwotę wrzucamy do maszynki, w której jeżeli nie mamy drobnych, możemy też rozmienić banknoty. Co ciekawe nikt nie weryfikuje tego ile monet wrzuciliśmy wysiadając. Japończycy z góry zakładają, że wszyscy są uczciwi i zapłacą dokładnie tyle, ile powinni.