- Wszystko od A do Z wiedziały tylko trzy osoby. A i tak ze sporym opóźnieniem. Dwie z nich nie mogły uwierzyć, że to wszystko prawda. Bo gdy patrzyły na mnie np. w telewizji, widziały inną Justynę. Robiłam swoje. Byłam wrakiem, to wtedy chciałam rzucić narty, ale uznałam, że muszę to wszystko wypłakać - mówi Kowalczyk w bardzo osobistej rozmowie z Pawłem Wilkowiczem ze Sport.pl.
O walce z depresją i ludziach, którzy mają ją za sobą, przeczytaj w książkach >>
Paweł Wilkowicz, Sport.pl: Co to za bieg, w którym teraz się ścigasz?
Justyna Kowalczyk: Bieg o życie. Chyba mogę tak powiedzieć. Bardzo ciężki.
Depresja?
- Od ponad roku mam zdiagnozowane stany depresyjne. Od ponad półtora roku walczę z bezsennością. Może by się zebrało kilkadziesiąt nocy, które w tym czasie normalnie przespałam. Walczę ze swoim organizmem, z ciągłymi nudnościami, zasłabnięciami, gorączkami po 40 stopni, lękami. Z problemami, które mi się wcześniej nie zdarzały. W pewnym momencie byle posiłek bywał wystarczającym powodem do wymiotowania. Teraz jest trochę lepiej. Łączyć to wszystko z treningiem jest bardzo trudno. Bywały takie dni, gdy jedynym moim widokiem był sufit w pokoju. Gdy nie miałam siły ani chęci wstać z łóżka, a jedynym pytaniem było: po co?
REKLAMY GOOGLE
Linuxサーバー構築にAWSクラウド
AWSならRed Hat Enterprise Linuxも 1年間無料でお試しいただけます。
aws.amazon.com/jp/
日経225先物で毎月プラス
月平均500円プラス達成の有料メルマガ アドレス登録で「無料」お試し購読
225life.com
ボリンジャーバンドで負ける理由
臆病な専業トレーダーが直隠しにする FXテクニカルトレード 22の技術
money-trade.jp
Widzisz, co tam leży pod stolikiem?
- "Twój Styl". Ze mną na okładce.
Z efektowną sesją, wywiadem, w którym jest pełno twoich planów na życie. I pełno energii, optymizmu. To było niedawno.
- Tak, miałam wtedy potężną gorączkę. Tak, to było niedawno. Niedawno były też igrzyska olimpijskie i złoty medal. Niedawno były dziesiątki innych wygranych biegów. Niedawno odbierałam gratulacje i uśmiechałam się.
Na pokaz?
- Trochę się naudawałam przez te blisko dwa lata, od kiedy jestem w dole. Ale taka sesja i wywiad jak w "Twoim Stylu" to był w moim stanie ratunek. Nie musiałam tego robić, chciałam. Chciałam zobaczyć siebie z boku, na ładnych zdjęciach, jakoś się tego uczepić, odbudować poczucie własnej wartości. Chciałam coś robić, bo najgorsze to zamknąć się w mieszkaniu i nigdzie nie wychodzić. Przez cały ten zły czas starałam się zachowywać pozory. Bo mi mówiono, że tak trzeba. To udawałam, że jest najnormalniej na świecie: że są treningi, starty, a ja jestem jak zawsze kąśliwa. Po sezonie robię zawsze jedną sesję zdjęciową, to i teraz po Soczi zrobiłam. Dostałam niedawno zaproszenie na bal do Nowego Jorku, to świetnie, poleciałam. Bywały również podczas tych dwóch lat momenty, dni, a nawet tygodnie, gdy ze względu na okoliczności kłopoty znikały, a ja się śmiałam cały czas od ucha do ucha. Ale bajki szybko się kończyły.
I na przykład niedługo po igrzyskach, zamiast świętować z rodziną, wsiadłaś sama w samochód i uciekałaś przed życiem tak długo, aż wylądowałaś w Andorze?
- Tak, niby na zjazdówki. Chciałam być gdzieś, gdzie będzie święty spokój, góry, nie będzie wielu Polaków. Przejechałam do tej Andory ponad 2 tys. km, jak w transie. Mam takie chwile, gdy jestem zdolna porwać się z motyką na słońce. Rzucić cały ten smutek w diabły. A potem przychodzą takie kryzysy, gdy palcem nie jestem w stanie kiwnąć. Starty jakoś mnie mobilizowały. Akurat na wielkich zawodach, na igrzyskach w Soczi czy mistrzostwach świata w Val di Fiemme rok temu, czy nawet na wielu pucharowych startach mogłam eliminować czynnik depresyjny. Spałam dobrze, jadłam, walczyłam. Byłam szczęśliwa i normalna. Ale na reszcie Pucharów Świata najczęściej leżałam bezsennie do 4 nad ranem. Potem się udawało zasnąć na dwie godziny. Pobudka o 6, rozruch, przygotowania, o 11 wygrywałam bieg i znów dół, bezsenna noc. Jeśli nawet po takim wysiłku fizycznym nie możesz zasnąć, to znaczy, że jest źle.
Powiedziałaś, że to jest walka o życie. O chęć do dalszego życia?
- To są stany depresyjne, ze wszystkim, co ze sobą przynoszą.
Przyjmujesz leki?
- Były takie próby, pierwsza ponad rok temu. Trzeba było spróbować, bo stany depresyjne ciągle się pogłębiały, nie potrafiłam sobie poradzić ani z tym, ani z bardzo niestabilną sytuacją, w której się znalazłam. Ale próba się nie powiodła, bardzo słabo reagowałam na lekarstwa. Druga próba była we wrześniu ubiegłego roku. Również z bardzo słabym efektem. I trzecia próba teraz, wiosną, kiedy było już naprawdę źle. Wszystkie próby kończyły się góra po miesiącu. Reagowałam utratami świadomości, jeszcze większymi nudnościami, trzęsawkami, lękami. Byłam już tak bardzo na "nie" do wszystkiego, co chemiczne, do leków, że przez ostatnie dwa lata nawet witamin nie jadłam ani żelaza. Jedynym moim wspomaganiem były batony i napoje energetyczne. Sokiem z buraków mnie męczyli. W Soczi kawiorem, bo poprawiał krew. Trzecia próba z lekarstwami zakończyła się kompletną porażką i jeszcze różnymi dziwnymi historiami po zażyciu. Więc wszystko wylądowało w koszu na śmieci. A ja pracuję z panią psychoterapeutką. Od kilku tygodni.
Wygrywasz?
- Nie wiem, co jeszcze przede mną, i może nie chcę wiedzieć. Było ciężko i cały czas jest. Chcę o tym wreszcie opowiedzieć otwarcie, bo coraz ciężej mi już przychodziło ukrywanie się. Coraz trudniej kłamać: dlaczego nie przyjmuję większości zaproszeń, dlaczego boję się iść do tłumów, dlaczego zemdlałam niedawno na maratonie, dlaczego mnie nie było gdzieś, gdzie miałam być. Ileż można wymyślać tych kłamstw najróżniejszych. Mam nadzieję, że może teraz choć pod tym względem będzie mi łatwiej. Zdecydowałam się wrócić do sportu wcześniej, niż zakładałam. Już na początku czerwca, a nie w sierpniu. Niech to bieganie, które przez ostatni czas uważałam za przeszkodę w układaniu sobie życia, teraz mi pomoże.