W naturze i z naturą pracuje także Naoya Yoshikawa. On z kolei pnie i liście drzew maluje światłem. Swoje pełne ekspresji piktogramy pisze na drzewach błyskami flesza, raz stosując filtr niebieski albo zielony, kiedy indziej znów czerwony. W ten sposób nanosi na „płótno przyrody” zagadkowe figury. Z plątaniny konarów i gęstwiny listowia wydobywa – błękitem, czerwienią, oranżem – tajemne znaki: sobie tylko znane lub rozpoznawalne przez innych ideogramy, precyzyjnie wykaligrafowane w lesie, w którym nadchodzący dzień zaczyna dopiero rozświetlać szczegóły.
Wyrosły z dawnej kultury, kontemplacyjny stosunek współczesnych artystów Dalekiego Wschodu do przyrody, warunkuje sposób, w jaki uprawiana przez nich sztuka, wykorzystuje technikę w procesie indywidualnego oglądu i twórczej interpretacji natury. Owo wykorzystywanie jest względem motywu neutralne. Oferowane sztuce środki służą wyłącznie usprawnianiu ludzkich zmysłów, potęgując odbiór walorów przyrody. Technika nie wyręcza natury, nie bywa też sama celem artystycznej penetracji. W rozumieniu Japończyka jest tak samo „niepotrzebna” jak każdy przedmiot sztuki, który nic nie jest wart sam w sobie. Swą rolę ma do spełnienia tylko jako przekaźnik, mediator.
Znamienne jest podejście do kwestii wyboru motywu dla fotografii Yasu Suzuki. Pracuje on m.in. camerą obscurą. Jednak o tym, gdzie i kiedy powstanie kolejne pinhole, decyduje I ching. Ten zdeklarowany taoista zawierza pałeczkom i temu, co mu one powiedzą. Intryguje go też swoista tajemniczość, immanentnie zawarta w fotografii. Jego spektakularną wypowiedzią w tym względzie są wieloportretowe ikony, realizowane w Nepalu. Każda patrząca w obiektyw, przedstawiona na zdjęciu osoba, trzyma w dłoniach polaroidowy portret innej osoby, prezentującej z kolei fotografię poprzedniego modela, a ten wcześniejszego i tak dalej. Powstaje w ten sposób ciąg obrazów w obrazie, który zdaje się nie mieć końca, rozwijając się w zatracającą czytelność bezgraniczności.