Przytoczone tu przykłady postaw sprowadzają się do czerpania z tego, co jest, w różny sposób. Taka postawa przejawia się także w japońskiej fotografii inscenizowanej. Jedną z jej osobowości jest Yasumasa Morimura. Sięga on po wzorce starego malarstwa oraz totemy kultury masowej. Takim totemem są np. filmowe fotosy, przedstawiające gwiazdy kina w najbardziej znanych ujęciach. Na zaaranżowanym przez siebie planie zdjęciowym przeistacza się w nie sam Morimura, dokładnie odtwarzając scenę i przebierając się samemu z perfekcjonizmem godnym iluzjonistycznego malarstwa Holendrów. Raz zatem bywa Marleną Dietrich, kiedy indziej Marylin Monroe, by innym razem przeistoczyć się w van Gogha z autoportretu z odciętym uchem.
U wielu Japończyków, jak przed wiekami u wspomnianych Holendrów, panuje daleko posunięta specjalizacja. Są wśród nich twórcy, którzy fotografują – co jakiś czas inaczej, lecz za każdym razem intrygująco – otwarte morze, inni – traktowane jako symbol życia – tunele. Metodyczność objawia się również w sposobach pracy. Twórcą, który z determinacją geodety obrazuje – krok po kroku – otoczenie, w jakim się właśnie znalazł, jest Masaru Nakamoto. Rejestrując systemowo przestrzeń dookoła, w którą delikatnie wpisuje się własnym cieniem, rozwija ją następnie w formie wielkoformatowej mozaiki kadrów, niczym geograf przenoszący fragment globu na płaską mapę.
Kiedy obserwujemy poczynania znanych artystów fotografii japońskiej, dochodzimy do wniosku, że warunkuje je etos precyzji i determinacji. Szczególnie ów wizualne uzależnienie od innego istnienia jest w wielu przejawach tamtej sztuki fotografii wyraźnie widoczne. Dominującą cechą jest prostota środków i czytelność wypowiedzi – przy czym bywa ona niejednokrotnie, niezwykle estetycznie wyrafinowana, co ma głębokie korzenie w kulturowej tradycji, sięgającej korzeniami do zasad Zen.