Jak na ten moment funkcjonujesz w szatni? W jakim języku się dogadujesz albo mówiąc wprost – na ile ogarniasz, co tam się w ogóle dzieje?
Osłuchałem się z językiem i łapię kontekst rozmowy. Gdy o coś pytają, wiem mniej więcej, o co chodzi. Mamy do dyspozycji dwóch tłumaczy, ale rozmawiamy głównie po angielsku. Członkowie sztabu medycznego byli na stażach w Stanach i płynnie się dogadują. Brazylijczykowi przekładają natomiast na portugalski. Czasem jest tylko problem z żartami. Japończycy mają inne poczucie humoru. Nie ma wbijania szpilek czy smarowania bokserek rozgrzewającym żelem. Raczej są fanami kabaretów i przenoszą je do szatni. Gość udaje na scenie jakiegoś baseballistę, ich to autentycznie śmieszy i utrwala się w świadomości. Potem przytaczają to w drużynie.
Nie masz prawa tego rozumieć. Ciężko się wbić w taki kontekst kulturalny.
Czasem na koniec treningów gramy typowo zabawową gierkę i kto przegrywa, ten robi występ przed trybuną z kibicami. Wtedy, właśnie w tych scenkach, nawiązują do kabaretów. Ci płaczą ze śmiechu, ja patrzę na Jaya, Jay na mnie, ja na Adę, a Ada się śmieje, bo to Brazylijczyk i wszystko go śmieszy. Potem tłumacz nam to przekłada i… okej, ale co w tym zabawnego? Zanim przyjechałem do Jubilo, pracował tam brazylijski trener. Bywało, że lubił pożartować, ale opowiadał kawały typowo brazylijskie. Tłumacz przekładał to bezpośrednio, szatnia czeka na puentę, a puenta była już dawno. Cisza. No to następnym razem inny żart. Tłumacz przekłada po swojemu, żeby Japończyk zrozumiał, ale trener już się osłuchał z językiem i widział, że coś nie gra. „Co ty robisz? Ja tego nie powiedziałem!”. Ale głupio gościa poinformować, że musiał zmienić puentę, bo jego żart był nieśmieszny. Różnica w komunikacji. Czasem śmiejemy się z Matsuiego, że to dziadek. Takie proste rzeczy, ale to akurat łapią.
Jak w tym wszystkim odnajduje się Bothroyd, otrzaskany z kulturą angielskich szatni?
Raz w miesiącu mamy spotkania drużynowe, kiedy wszyscy idziemy do szatni. Jay opowiada, że po meczu gdzieś wyszedł z Ferdinandem czy Terrym, a ostatnio dzwonił ten lub tamten, a wszyscy z otwartymi ustami. Fajnie, opowiedz coś jeszcze! Często spotykamy się z Jayem, ale rzadko we dwóch. On bierze dzieci, siostrę, żonę, ja Natalię, siedzimy w dziesiątkę, a dzieciaki latają i rzucają Pokemonami. Często jest też z nami tłumacz, który funkcjonuje jak zawodnik – nie ma dystansu.