Z Matsuim jak się dogadujecie?
Cały czas mówi, że brakuje mu Sopotu!
Jego żona nie jest przypadkiem japońską celebrytką?
Jest. Aktorka. Wszędzie jej pełno w reklamach i dziś jest nawet bardziej znana niż Matsui. To on jest mężem słynnej żony. Ale czasem zdarzają mu się zachowania typowe dla sławnych osób w Japonii. Ktokolwiek cieszy się choć minimalną popularnością, zakłada maseczkę na twarz. U nas to nie do pomyślenia. Założysz kaptur, to policja cię zatrzyma, bo nie mogą cię zidentyfikować, a tutaj wszyscy na lotnisku w maskach to norma. Matsui mówi, że z popularnością bywało ciężej, ale dziś ma bardziej europejski styl bycia. Rzuca „naszymi” żartami i jest łącznikiem. Kiedy Japończycy ustalają spotkania, bierze pod uwagę, że Europejczyk może mieć inne podejście i zastanawia się, jak to odbierzemy. Nakłada taki filtr. Jest buforem.
Nauczył cię, żeby się kłaniać się starszym?
Młodzi na kontraktach juniorskich do wszystkich zwracają się „san”. Nawet do mnie, choć zawsze mówię, żeby dali spokój. Ale nie przekonasz ich. To zakorzenione w mentalności. Idą pod prysznic dopiero, kiedy wszyscy wyjdą. Boją się cokolwiek zrobić. To w sumie zabawne, kiedy ktoś okazuje taki respekt osobie o rok starszej.
Które nawyki japońskie najbardziej cię zszokowały?
Wchodzę do klubu, zaglądam tu i tam, a nagle gość przestraszony, że w ogóle musi zwrócić mi uwagę, mówi, że muszę ściągnąć buty. Pamiętam materiał Rosłonia o Szczęsnym oraz Fabiańskim i w Arsenalu – Wenger w końcu pracował w Japonii – chyba też tak jest. Ukłon w stronę sprzątaczek. Pamiętam szatnię jesienią w Ruchu. Wychodziłeś wykąpany, a zaraz znowu byłeś brudny, bo cała podłoga uwalona. W Japonii masz strefę, gdzie panuje syf, ale obok jest wręcz sterylnie. Nawet w klapkach nie możesz pójść w niektóre miejsca. Obowiązują też strefy ciszy, gdzie możesz się porozumiewać tylko szeptem. No i słynne prysznice. Zanim wyjechałem, czytałem wywiad ze Świerczewskim lub Frankowskim. Dziwili się, że wchodzą pod prysznic, a tam wszyscy na siedząco, bo uchwyt do pasa. Siłą rzeczy musisz siąść na taborecie, żeby się opłukać. Teraz jest już wybór. Moja dziewczyna miała też ciekawą przygodę w sklepie z odzieżą. Zanim kobiety przymierzą koszulkę, muszą założyć worek, by nie ubrudzić makijażem. Zdarza się też – choć to nie reguła – że nie przymierzysz t-shirtu, bo możesz być spocony. Kupujesz na oko, ale potem możesz zwrócić. Ciekawie bywa też w hotelach – wybierasz styl japoński lub europejski. W pierwszym wchodzisz do pokoju i masz na łóżku rozłożoną piżamę. Wszyscy tak chodzą po budynku. W europejskim też jest taka możliwość, ale nie obowiązek.